Dzień totalnie zmulony. Już o godzinie 12 czułam sie jak by było conajmniej 12 godzin później... Fakt faktem że dzień zaczęłam oryginalnie, ale nie intensywnie więc w sumie nie wiem dlaczego mię tak siekło. No nic.
Szkoła z godziny na godzinę staje sie sympatyczniejsza. Szczególnie w godzinach popołudniowych, kiedy korytarze powoli sie wyludniają a i zbliza sie koniec lekcji.
Przyszło mi nawet do głowy że jestem trcohe za durna na tą szkołę, ale walić :]
O jakiejkolwiek samotności czy zagubieniu mowy nie ma. Jakaś szatańska moc sprawia że cholera jasna większość lekcji mam w salach koło Janusza i Vipa przez co widzę ich facjaty zaiste częściej niz myślałam ze będzie mi to dane :P A i Grzesiu przenosi się do naszej klasy co oznacza kolejną bratnia duszę w zasięgu ręki.
Odwiedziłam dzisiaj tez stare mury. Tzn weszłam po schodach a pół piętro po czym Maks rzucił mi sie na szyję i wyciagnął poza szkołę. Hm, jego bezpośrednia natura widać nie uległa zmianie. Wydawało mi sie ze ze sobą nie rozmawiamy, ale chyba coś mi sie pomyliło :]
Zaiste chciałąbym również polecić kolege Janusza jako jedyną osobę zdolną pójść ze mną za potrzebą (jak kolwiek to brzmi) nawet do samej Perełki :P Doceniono i zapisano zebyś sobie nie myślał o :)
I z takim to pozytywnym nastawieniem do życia kończę notkę na dziś.
szija