Komentarze: 4
Patrzę w lustro żeby Sacholem nie obsmarowac sobie dzuirek u nosa i innych części ryjka i myślę sobie...
Wiosno, cholero- wróć!
bo budzę się rano, przemieszczam do łazienki i widzę opuchnięte usta i nos i oczy i bóg jakikolwiek raczy wiedzieć co jeszcze. Plany towarzyskie na poranek do 10.30 odwołane. No nic.
Schodzę więc do kuchni żeby zaprezentować się rodzicielom. Otwieram paszczę w celu wypowiedzenia tradycyjnych juz słów jak co rano:
Mamo dzisiaj już napewno nie pójdę do szkoły!
ale zamiast tego słyszę skrzek jakiś, pomijając fakt że dzioba otworzyć nie jestem w stanie.
Tak więc herbatę piję przez słomkę, czad nie?
Siedzenie w domu nie sprzyja rozmyślaniom. Jakieś dziwne wnioski... Jesień.
Umówiona u lekarza czekałam godzinę na przyjęcie, zanim kobieta obsłuży pół roczne dziecię. Drapałam w stolik, poskładałam puzzle przedstawiajace koparkę Boba Budowniczego, rozerwałam sobie sztruksy u spodu robiąc dziurę w którą glany zachaczały mi się w drodze powrotnej do domu... Myślałam jak ja wypiję ten specyfik będący wyciągiem z wątroby rekina... Większych zmartwień dzisiaj- brak...
A świnkę to ja w przedszkolu miałam...