ajajaj...
Komentarze: 3
No więc tak. Ostatnie dni jak najbardziej pozytywnie spędzone. Tj dzień wczorajszy i dzisiejszy. Otóż, zgodnie z zapowiedzią brat przywiózł swoją angielską dziewczynę, czy tam narzeczoną- szczegółów nie chciał mi zdradzić więc sama nie wiem. Z początku jakoś nie potrafiłam z siebie nic wydusić i nie wiedziałam o czym mówić, ale chwilowo jesteśmy z Alison na etapie tworzenia stowarzyszenia konspiracyjnego przeciwko narcyzmowi mojego brata wiec jest doobrze :D
Piekliśmy kiełbaski na ognisku w górach, jedliśmy chleb ze smalcem i oscypki, jeździliśmy kolejkami górskimi, graliśmy na automatach do gier ( ]:-> ), rzucaliśmy sie lodami (tak :]) etc etc etc. Zadowolona jestem, chociaz nie ukrywam że trochę mi brakuje normalnego kontaktu z bratem, bo on sam chwilowo zajęty jest swoja kobietą i bardziej zainteresowany nią niż swoją malutką siotrzyczką.
Ach i jakże mogłabym zapomnieć- odarliśmy samochód bo mój brat uparł się że Alison poprowadzi... Dajcie anglikowi samochód z kierownicą po lewej stronie a potem patrzcie na rezultaty.
A jutro Grisza wylatuje spowrotem a potem widzimy sie za jakies trzy tygodnie z tym, że na ziemi angielskiej :]
a, i nigdy nie pozwalajcie rodzicom mówić po angielsku jeżeli znają tylko wyrażenia takie jak: "what's the hell..." i "fuck you" a nawet na pożegnanie mówią "hello" :]
dziękuję, bez odbioru
Lepiej powiedz czy nadaje się na żonę... w końcu po coś przyjechała...:)
Dodaj komentarz